Lotnisko
RAF Twinwood Farm, Bedfordshire, Anglia. Rankiem 15 grudnia 1944 r. z
pasa startowego odrywa się jednosilnikowa maszyna Noorduyn C-64
Norseman i kieruje się przez kanał La Manche do Francji. W składzie
trzyosobowej załogi jest legendarny muzyk Glenn Miller. Do Paryża
nigdy nie doleci - zniknie bez śladu.
Przypadek
tajemniczego zniknięcia amerykańskiego muzyka i lidera orkiestry
jazzowej Glenna Millera (1904-1944) należy do największych zagadek
II wojny światowej. Stał się przedmiotem domysłów i wielu
zwariowanych teorii...
Amerykański sen
Miller dorastał w skromnej
rodzinie farmerów, a jego kariera to typowy przykład
"amerykańskiego snu". Już jako chłopiec zafascynowany
był grą na puzonie, w wieku 33 lat
został liderem własnej orkiestry. Podróżuje z koncertami do najważniejszych miast USA.
został liderem własnej orkiestry. Podróżuje z koncertami do najważniejszych miast USA.
In the Mood - to tytuł
kompozycji, której nagranie w 1939 r. przynosi Millerowi sławę.
Jego kariera nabiera rozpędu i w 1940 r. Miller zarabia rocznie
milion dolarów. Rok później pojawia się ze swoimi muzykami na
ekranach kin w fi lmie Sun Valley Serenade (Serenada w Dolinie
Słońca). Nagrywa płytę z hitem Chattanooga Choo Choo, z własną
muzyką i tekstem.
- Melodie tego genialnego
artysty są symbolem młodej i wolnej Ameryki - uważa współczesny
hiszpański dziennikarz i historyk Jesús Hernández. Jako muzyk
Miller wstępuje w październiku 1942 r. do armii. Jest czerwiec
1944 roku. Na francuskim wybrzeżu Normandii właśnie trwa desant
wojsk alianckich. Orkiestra wojskowa Millera gra szereg koncertów
dla amerykańskich żołnierzy, którzy na wyspach przygotowują się
do przeprawy na kontynent.
- To tak jakby dostali list z
ojczyzny - ocenia rolę tych występów w podnoszeniu morale jeden z
amerykańskich generałów. Jeszcze 13 grudnia 1944 r. Miller
występuje w Londynie. Dwa dni później rusza do Paryża, aby
przygotować nagranie specjalnego programu radiowego na Boże
Narodzenie.
Brat mógł coś wiedzieć
Warunki pogodowe są trudne,
zwłaszcza dla niedużego samolotu Noorduyn C-64 Norseman. Mimo tego
Miller przekonuje przyjaciela, pułkownika Normana Baessella, żeby
zezwolił na start. Wkrótce po wylocie, nad kanałem La Manche,
maszyna wraz z załogą ginie z radarów. Jej szczątków ani ciał
pasażerów nigdy nie odnaleziono. Staje się to źródłem
najróżniejszych, nieraz bardzo śmiałych spekulacji.
Czy Glenn Miller na pewno
wszedł na pokład samolotu? Według jednej z teorii żadnego
wypadku nie było, samolot doleciał do Paryża, gdzie Miller zmarł
w objęciach prostytutki. Opowieść o awarii samolotu miała
powstać po to, by zatuszować okoliczności śmierci muzyka. A może
Miller został zamordowany jako niemiecki szpieg lub z powodu
nielegalnych transakcji na czarnym rynku?
Młodszy brat Glenna, Herb
Miller, w 1983 r. wydał oświadczenie, w którym wyjaśnił, że
maszyna z muzykiem po półgodzinnym locie wróciła do Anglii.
Muzyk miał bardzo źle się poczuć, cierpiał na silne mdłości.
Według wersji Herba następnego dnia Glenn zmarł w szpitalu na
raka płuc. Brat zwlekał z tym wyjaśnieniem tak długo, ponieważ
obawiał się, że śmierć Glenna na szpitalnym łóżku opinia
publiczna mogłaby uznać za zbyt banalną...
Winne "ciasteczko"?
W 1984 r. nawigator lotniczy,
weteran RAF Fred Shaw przedstawi teorię, która w przypadku śmierci
Glenna Millera brzmi dość prawdopodobnie. W dniu zaginięcia
samolotu z Millerem na pokładzie Shaw wracał bombowcem Lancaster
jako nawigator z odwołanego nalotu na niemieckie miasto Siegen.
Nad wybrzeżem Anglii, jeśli
brakowało paliwa, lotnicy RAF-u zwykle w określonym miejscu
zrzucali niezużytą amunicję do morza. - Widzieliście, jak spadł
ten samolot? - spytał nagle lewy strzelec, który zauważył, jak
ich bomba zwana cookie (ciasteczko) wybuchła ponad powierzchnią
wody, a jakiś niewielki samolot przelatujący w zasięgu jej
rażenia wpadł w spiralę.
Na lotnisku nikt jednak nie
pytał bombardierów o los małej maszyny, nie było też
oficjalnego zgłoszenia i lotnicy szybko o tragicznym incydencie
zapomnieli. Aż któregoś dnia biograficzny film o Millerze
sprawił, że Shaw sobie o tym przypomniał...
Źródło: Interia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz